Październik
minął nie wiadomo kiedy. Nauki było coraz więcej, a dni powoli stawały się
krótsze, co w pewnym stopniu tamowała rozwój życia towarzyskiego. O ile ktoś
zamierzał takowe prowadzić... Od czasu, gdy Hermiona odkryła, co jest dziwnego
w oczach Erine, panna Volf unikała ludzi jeszcze bardziej, niż dawniej, Mimo,
że nie została odrzucona przez swoją odmienność. Koleżanka była zdziwiona, to
wszystko. I właśnie do akceptacji musiała się przyzwyczaić. W końcu dotychczas
obcy traktowali ją albo z niepewnością i dystansem, albo jak przedmiot, zwierzę
- po prostu nic nie znaczący obiekt eksperymentu. Teraz traktowano ją jak
pełnowartościową osobę, i musiała przystosować się do tego, iż skończyło się
dzieciństwo, w którym nikt nie dostrzegał jej samej. Dlatego znikała na
większość dnia po lekcjach, wracała, gdy w pokoju wspólnym zaczynało już
pustoszeć i kładła się spać, kiedy jej koleżanki dawno już wtuliły się w
objęcia Morfeusza.
Nikt
nie zakłócał jej tego porządku. Aura niezwykłości, która otaczała ją nawet gdy
usiłowała zniknąć, wtopić się w tło, sprawiała, ze każdy czekał na ruch z jej
strony. Wyjątek stanowili bliźniacy. Im jedynym udało się przedrzeć przez jej
skorupę, odmienność i traumy z dzieciństwa - które zniszczył ojciec, po stracie
żony niezdolny okazać miłości córce - i dotrzeć do tej ukrytej, prawdziwej
Erine. tej, która byłaby Ericą, gdyby wszystko potoczyło się inaczej.
Wrażliwej, wesołej, empatycznej i miłej. Potrzeba było tylko trochę ciepła, by
ją wyrwać z kokonu choć na krótką chwilę, na jeden prawdziwy uśmiech. Zanim
spotkała Weasleyów, tylko jedna osoba była w stanie tego dokonać. Ale minęło
już wiele lat, odkąd widziała swego kuzyna po raz ostatni. Kiedy ich ojcowie
się pokłócili, pozostały im już tylko listy, ale w szkole nie mieli czasu ich
pisać. Właśnie, czasu...
Nagle
Erine uświadomiła sobie, że szmer, który ją obudził jakiś czas temu,
spowodowały delikatnie zamykane drzwi. Odsunęła kotarę przy łóżku. Pokój był
pusty, nawet posłanie Lavender zostało już porzucone. A to oznaczało, że śniadanie
zaczęło się już bardzo dawno temu.
*
Nerwowo
poprawiała kołnierzyk mundurka, który żadnym sposobem nie chciał ułożyć się pod
szatą. Skuliła się, wchodząc do Wielkiej Sali, i pochyliła głowę. Już od drzwi
słyszała rozmowy i szelest sowiej poczty. Kątem oka widziała dziwne spojrzenia
kilku osób, ale szybko skojarzyła je z faktem, że w pośpiechu nie zdążyła się
uczesać, i jej włosy, gęste i sprężyste z natury, sterczały we wszystkie
strony. Spóźnić się i wyglądać jak strach na wróble, tak na dobry początek
dnia... I czego jeszcze może chcieć dziewczyna? Poprawiła torbę na ramieniu i
zatrzymała rękę, którą odruchowo podniosła, by odgarnąć wchodzące do oczu
włosy. Nie tą ręką... Odsunęła grzywkę palcami prawej dłoni. Zbladła na myśl,
co by było, gdyby nie zorientowała się w porę i lewy rękaw by opadł. Doszła już
do stołu gryfonów. Lekko wstrząsnęła głową, pozwalając włosom ponownie opaść, i
podniosła wzrok z podłogi w poszukiwaniu wolnego miejsca.
-
Rinnie! - tak, zdecydowanie mógł ją dziś spotkać jeszcze większy wstyd. -
Rinnie, chodź do nas!
Ze
zniesmaczoną miną przeszła kilkanaście kroków, starając się ignorować
rozbawione lub kpiące spojrzenia, by usiąść na ławce obok szczerzących się,
rudych bliźniaków.
-
Mówiłam, że macie tak do mnie nie mówić, kretyni. - wycedziła. - Cześć, Lee. -
rzuciła w stronę przyjaciela Freda i George'a, ciemnoskórego chłopaka z
dredami. Skinął jej głową w odpowiedzi, łykając spory haust herbaty.
-
Ale sama mówiłaś, że nie lubisz tego imienia, więc staramy się je upiększyć. -
Fred dokonał niemożliwego i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-
Rinnie, Rinuś, Rinusia, Erisia... - każdy pomysł George'a był jeszcze gorszy
niż poprzedni. Erine jęknęła, wtulając twarz w swój jeszcze pusty, szczerozłoty
talerz. Rozczochrane włosy, o dwa tony ciemniejsze od nakrycia, ułożyły się
wokół głowy jak stercząca, powyginana aureola. Fred nachylił się do niej ze
złośliwym uśmiechem.
-
To jest talerz, Rin, z tego się je. Śpi się na poduszce...- zakpił doskonale
słyszalnym szeptem. Natychmiast podniosła głowę, wbijając w niego wzrok
mordercy. Nienaturalnie jasnoszare oczy potęgowały efekt, ale cel został
osiągnięty. Mimo, ze ogromne okna i zaczarowane sklepienie zapewniały dużo
światła i oczy Rin traciły tam swoje odblaskowe właściwości, wolała ich nie eksponować
i spuszczała wzrok przez cały czas. Tego właśnie Weasleyowie chcieli ją
oduczyć. Nie znali natury ani powodu odmienności Erine, ale dostrzegali w niej
zagubioną, samotną, odrzuconą dziewczynkę, i chcieli pomóc jej się otworzyć.
Ale najpierw musiała przestać się chować. Więc skoro przestała, mogli na razie
dać jej spokój. Fred uśmiechnął się i podsunął jej opróżniony do połowy talerz
z tostami.
-
Głodna?
*
Dzisiaj
po prostu miała fatalny dzień. Doszła do tego wniosku, wpatrując się w gęsie
pióro, które miała zmienić w pióro wieczne. Spróbowała jeszcze raz. Zaostrzony
koniec zaświecił się metalicznie, jak stalówka. Skrzywiła się. Miała uraz do
wytworów organicznych, które zmieniały się w metal. Po piątym niepowodzeniu
rozejrzała się po klasie. Większość daremnie próbowała wykonać zadanie, kilka
osób szeptało do siebie, reszta wymieniała liściki lub patrzyła w okno i
myślała nad sensem życia; Seamus przyglądał się nieufnie swojemu pióru, jakby
zastanawiał się, czy nie wybuchnie, jeśli spróbuje je transmutować. Wyjątkowe
rozluźnienie nie było poskramiane przez surową profesor MacGonnagal, pogrążonej
w rozmowie z Hermioną, która jako jedyna poradziła sobie z zaklęciem.
Oczywiście. Kiedy zadzwonił dzwonek i praca domowa (ćwiczyć transmutację!)
została zadana, pęd uczniów uciekających z sali porwał do lotu wszystkie pióra,
zebrane przez nauczycielkę. Zniecierpliwiona macnęła różdżką i w klasie znów
zapanował porządek.
-
Banda matołów - wyszeptał, niczym sufler w teatrze, Irytek, który wsunął się do
pomieszczenia przez otwarte drzwi.
-
Milcz, Irytku - uciszyła poltergeista wicedyrektorka, mimo, że w głębi duszy
wyjątkowo przyznała mu trochę racji.
*
Jeżeli
na transmutacji uznała, że ma zły dzień, to teraz było dziesięć razy gorzej.
Erine wodziła wzrokiem za Snapem, który, jeszcze bardziej ironiczny niż zwykle,
krążył po klasie, komentując żałosne wyniki warzenia eliksirów. To coś, co
kazał im dzisiaj przygotować nie wyszło nawet pannie Granger - czyli było
niewykonalne. Dziewczyna zrezygnowana spojrzała na swój bulgoczący kociołek.
Eliksir orzeźwiający, który powinien już dawno przybrać subtelną, miętową
barwę, wyglądał jak wymiociny ogra (i pachniał niewiele lepiej). Z irytacją
zamknęła oczy. Jej ojciec miał być cholernym geniuszem eliksirów, nie? Więc czemu
odziedziczyła jego okropne włosy, a nie talent? Upiorny łopot peleryny
przybliżył się i po chwili usłyszała swój wyrok:
-
Dno, Volf. Jeszcze gorzej niż myślałem.
Wkurzona
gryfonka otworzyła oczy i wlepiła je w nauczyciela. W mrokach lochu musiał
widzieć, że fosforyzują, ale w tej chwili nie dbała o to. Wcale nie poszło jej
gorzej niż Neville'owi, którego eliksir wykipiał na niego w połowie zajęć,
Ronowi, który wytworzył niezidentyfikowaną substancję konsystencji plazmy, czy
nietykalnemu Malfoyowi, którego kociołek wydzielał bardzo realistyczne bagienne
opary...
-
A co pan myślał? - spytała bezczelnie, ściągając na siebie uwagę połowy klasy.
Profesor uśmiechnął się drwiąco, mieszając jej wywar. Bardzo zawiesisty.
-
Łuski wiwerny... - jęknęła. Zapomniała dodać ostatnich trzech po ostatnim
mieszaniu. Gdyby dodała te przeklęte łuski, jej eliksir byłby co najmniej
znośny...
-
Właśnie, Volf. Cieszę się, że do tego doszłaś. Szkoda tylko, że to nic już nie
da. - wycedziła swoim zimnym, sarkastycznym głosem. - I minus dziesięć punktów
za brak szacunku wobec nauczyciela.
Miała
ochotę wstać i porządnie na niego nawrzeszczeć, ale to zapewniłoby jej pewnie
szlaban do końca tygodnia. Teraz gapili się na nią już wszyscy, więc pozostało
jej jedynie spuścić głowę, by ukryć oczy, zanim zauważy je ktoś jeszcze.
Dzięki, tato, pomyślała. Właśnie o takich chwilach marzyłam.
*
Przedpołudniowe
zajęcia dobiegły końca i wszyscy uczniowie kierowali się w stronę Wielkiej
Sali. Ostatnimi rzeczami, jakich potrzebowała Rin było jedzenie i pomieszczenie
pełne ludzi, ale lekcja eliksirów zdołowała ją tak bardzo, że musiała się
wyżalić bliźniakom. W ciągu tych kilku tygodni tak nawykła do okazywanej
życzliwości, że nie mogła się bez niej obyć. Kiedy przeszła przez próg,
ogarnęło ją zdziwienie. W każdym zakątku sali umieszczono dynie, dyniowe lampiony,
pod sufitem latały nietoperze, a między stołami kręciło się więcej duchów niż
zwykle przy posiłku. Po chwili jej twarz rozjaśniła się zrozumieniem. To był
ostatni dzień października, wyczekiwana przez wszystkich Noc Duchów, kiedy
wieczorem miała się odbyć wystawna uczta, a zamkowe duchy będą świętowały razem
z uczniami. Jedyny dzień w roku, w którym wolno jej było wyjść z domu...
Siedmioletnia
dziewczynka ubrana na czarno zbiegła po kamiennych schodach. Pomimo wieczornych
ciemności przeszła szybko przez nieoświetlony hall. Zatrzymała się dopiero w
przedsionku, z bijącym sercem wpatrując się w drzwi. Zamarła, słysząc kroki
dobiegające zza pleców. Próg lekko skrzypnął i nagle samoistnie zapaliły się
świece na metalowych świecznikach przytwierdzonych do ścian. Źrenice jasnych
oczu błyskawicznie się zwęziły, tak, że światło nie poraziło dziewczynki.
Odwróciła się, przestraszona, ze pozwolenie zostanie cofnięte, że kolejny
wieczór spędzi sama, w swojej sypialni albo w bibliotece. Ale ojciec nic nie
mówił. Po prostu wręczył jej drewnianą kosę, maskę kata z namalowaną trupią
czaszką i worek. Miał nieprzeniknioną twarz, ale worek na cukierki oznaczał
niemal uśmiech. Prawie podobny do tego, który na chwilę wykrzywił usta
dziewczynki gdy odbierała podane jej przedmioty. Czarodziej natychmiast
odwrócił wzrok od córki. Za bardzo przypominała matkę, gdy się uśmiechała...
Ale
ona nawet nie zwróciła na to uwagi, bo oto na podwórzu trzasnęło, a po chwili
rozległ się stukot kołatki. Mała blondynka wyciągnęła rękę, dotykając drzwi,
które natychmiast otworzyły się na oścież. Wpadł przez nie czarnowłosy
chłopiec, niewiele starszy od niej. Przydługie kosmyki wpadały mu w ciemne
oczy, i co parę kroków odgarniał je dłonią z długimi, ostrymi szponami. Równie
często poprawiał okazały kołnierz staroświeckiej peleryny. Wyszczerzył się,
ukazując doprawione kły. Bo dzisiaj Iwan był wampirem, a jego kuzynka śmiercią.
I ruszali ogołocić okoliczne domy ze wszelkich smakołyków.
-
Chodź. Rickie! - zawołał chwytając dłoń w czarnej rękawiczce. Sterczące,
ciemnozłote włosy, za jasne oczy i trójkątną twarzyczkę zakryła maska. Wybiegli
w noc.
-
Rin? - dziewczyna zamrugała oczami. Stał przed nią Seamus, przyglądając się z
niepokojem. Zdała sobie sprawę, że od ładnych paru minut stoi w połowie drogi
od wejścia do stołu ich domu, gapiąc się na dekoracje. Jej blade policzki
pokrył delikatny, różany rumieniec.
-
W porządku?
-
Tak, dzięki... Po prostu się zawiesiłam. - Po prostu wspominała jeden z
niewielu szczęśliwych momentów swojego krótkiego życia. Kątem oka zauważyła
dwie ogniste czupryny i skierowała się w ich stronę.
Czas
ponarzekać na Snape'a.
*
-
Vingardium leviosa - mamrotała bez przekonania klasa pierwsza na popołudniowej
lekcji zaklęć. U większości nie odnosiło to skutków, przynajmniej tych
pożądanych. Czerwony ze wstydu Seamus zeskrobywał sadzę z pulpitu w miejscu,
gdzie pióro, które miał wprawić w lewitację, nagle obróciło się w kupkę
popiołu. Nieszczęsny chłopak nawet poza Gryffindorem zyskał już sławę
niewyżytego piromana. Erine patrzyła na swoje pióro jak na rozdeptaną żabę,
podsłuchując rozmowy kolegów, starając się zrozumieć, co robi nie tak. Błąd
pierwszy, prawie oczywisty - wymowa. Po jakichś nie-angielskich przodkach
odziedziczyła zbyt twarde "r", które nie zawsze udawało się zatuszować.
Drugi błąd - nadgarstek ma być luźny. Tylko jak miała go rozluźnić, skoro dla
pewności zawsze spinała połowę mięśni przedramienia? Nieważne. Błąd trzeci - to
ma być leviooosa, a nie leviosaaa, czego dowiedziała się z kłótni Hermiony i
Rona, zakończonej triumfalnym przelotem pióra dziewczyny. Warto wiedzieć.
Wzięła głęboki oddech i skupiła się. Maksymalnie obciągnęła rękaw szaty i
rozluźniła rękę. Po raz pierwszy, odkąd poszła do szkoły poczuła, że te
okropne, zmutowane pazury nadal tam są.
-
Vingardium leviosa - formuła zaklęcia była prawidłowa, ruch prawie, a efekt...
pióro drgnęło. Czyli jest nadzieja. Zanim podjęła następną próbę, profesor
Flitwick skończył ochrzaniać Weasleya, któremu jak zwykle nie wyszło, i kazał
wszystkim ćwiczyć w domach. Erine westchnęła, zbierając do torby swoje rzeczy.
Jeżeli mają ćwiczyć wszystko, co im kazano, niedługo przestaną sypiać. Wyszła z
klasy jako jedna z pierwszych i zaczęła się oddalać. Słyszała kroki kolegów,
ich rozmowy, aż za wyraźnie. Zdecydowanie lepiej by było, gdyby jednej z tych
rozmów nikt nie usłyszał.
-
"To ma być leviooosa, a nie leviosaaa, źle to wymawiasz" - kpiący
głos Rona niósł się przez korytarz.
-
Jakbym był jakimś debilem.
-
Ale okazało się, że miała rację, nie? - zaśmiał się Harry. - Z leviooosą
poszło.
-
Daj spokój, stary, ta Granger jest koszmarna.
Słysząc
to, Rin zatrzymała się i spojrzała prosto w ich oczy. Nie wiedziała, po co.
Może po prostu żeby zamknęli się, zanim Hermiona ich usłyszy. Ale było za
późno, bo zapłakana prymuska wbiegała właśnie w korytarz po prawej, za daleko,
by ją gonić. Chłopcom odrobinę zrzedły miny, więc i ona odwróciła się z
powrotem i ruszyła. By nie słyszeć ani słowa więcej.
Więc nie zauważyła już, jak
rudzielec nagle pobladł.
- Harry... Widziałeś to? -
wychrypiał Ron z miną, jakby zobaczył wyjątkowo makabrycznego ducha.
-
Niby co? Erine? Trochę się darłeś, więc nic dziwnego, że się odwróciła. -
wzruszył ramionami.
-
Te oczy... Widziałeś jej oczy? One się świecą jak u jakiegoś cholernego kota!
-
Daj spokój. Niby jak komuś mogą się świecić oczy? - wyśmiał go przyjaciel, mimo
że sam nie był już do końca pewny, że z tą dziewczyną jest wszystko w porządku.
*
Był
wieczór. Wielka Sala po raz kolejny zapełniała się po brzegi, gdy korowód
uczniów zasiadał przy czterech długich stołach. Rin błyskawicznie przeleciała
wzrokiem po swoim dom. Nie zauważyła szopy kasztanowych loków, więc podeszła do
Lavender i Parvati. Dziewczyny szeptały coś do siebie. Gdy podeszła do nich,
umilkły i uśmiechnęły się do niej.
-
Nie wiecie, co z Hermioną?
-
Chyba nadal płacze. Zamknęła się w łazience zaraz po zaklęciach. - wyjaśniła
Parvati, po czym obie spojrzały na Ronalda jak na zdechłego skunksa. Chłopak, który przypadkiem patrzył w ich
stronę podskoczyła na ławce i obrócił błyskawicznie, niemal skręcając kark. Gdy
masował szyję, jego uszy stały się bardziej czerwone niż włosy.
-
Siadasz z nami, Rin? - spytała brunetka z zachęcającym uśmiechem. Dziewczyna
spojrzała niepewnie na Lavender, ale ona też się uśmiechała. Skinęła więc głową
i zajęła miejsce. Ledwie to zrobiła, ogarnęło ją nagłe przeczucie. Tak silne,
że niemal trzęsła się na ławce. Coś jest nie tak, coś jest nie tak, coś się dzieje. Spojrzała na drzwi w chwili, w której wpadł
przez nie przerażony profesor Quirell. Z tym to dopiero było coś nie tak.
-
Dyrektorze, troll... w lochach... - wyjąkał mdlejąc, W ogólnym zamieszaniu
Erine uniosła brwi. Więc ten cały instynkt naprawdę działa...
*
Siedzieli
już wszyscy w salonie gryfonów, gdzie kontynuowali przerwaną ucztę. Rozchodziła
się już plotka o pokonaniu trolla przez Harry'ego, Rona i Hermionę. Wspomniana
trójka siedziała teraz przy jednym stoliku. Rozmawiali jak najlepsi przyjaciele,
jakby nie było między nimi żadnych nieporozumień. Zajęci sobą, nie wyczuli
spojrzenia szarych oczu. Ich właścicielka uśmiechnęła się kącikiem ust.
Cieszyła się, że Hermiona znalazła przyjaciół. Spuściła głowę, starając się
cieszyć nadal, mimo, że ona zostanie teraz sama. Ale czy na pewno? Usłyszała za
sobą chichot, a w następnej chwili jeden ze stojących obok foteli skrzypnął pod
ciężarem rechoczącego Freda. George obrócił jej głowę tak, że teraz patrzyła na
Lee Jordana, którego włosy nagle zmieniły kolor. Ona też wybuchnęła śmiechem,
gdy bliźniacy przybili piątkę z okrzykiem "Udało się!". W końcu
różowe dredy były dosyć ciekawym widokiem.
Widok
ten miała nadal przed oczami parę godzin później, usiłując zasnąć Odsunęła
zasłonę przy łóżku i spojrzała w okno. Pełnia. Czyli ze spania nici.Usiadła,
starając się, by materac nie jęknął. Wygrzebała kurtkę z kłębowiska ubrań w
kufrze. Po namyśle wyjęła też ciemne spodnie i wciągnęła je na nogi. Podeszła
do okna. W świetle księżyca błonia były jeszcze piękniejsze niż za dnia.
Usłyszała jakiś szmer. Na schodach chłopców?.. Zamknęła oczy i wytężyła słuch.
Dwie osoby schodziły po schodach do pokoju wspólnego. Gdy znalazły się w
salonie, dobiegły do niej ich głosy. Nie mogła uwierzyć. Co ci kretyni
wyprawiali?!
Wyszarpnęła
buty spod łóżka i zbiegła ze schodów. Usiadła na ostatnim stopniu, by je włożyć
i pobiegła za oddalającymi się krokami bliźniaków. Gdzie oni szli po nocy? I to
w Noc Duchów. Poczuła gęsią skórkę. W tę noc nawet ona wolałaby być w łóżku.
Ale to byli jej jedyni przyjaciele. nie mogła zostawić ich samych. Odetchnęła z
ulgą, gdy skręcili w korytarz, zamiast schodzić na dół. Cokolwiek knuli, nie
mieli zamiaru wychodzić z zamku. Ale po chwili jej ulgę zastąpił niepokój.
Rudzielce podeszli do posągu, który otwierał tajne wyjście ze szkoły. Mówili
jej o nim, woźny też je znał. Trzeba być naprawdę debilem... Weszli. Gdy
płomienne czupryny zniknęły, podbiegła na palcach do figury i zaczęła posuwać
się stromymi schodami śladem kolegów. Była już prawie pewna, dokąd pójdą,
chociaż modliła mię, by nie mieć racji. Na próżno. Gdy tylko opuścili mury,
bracia skierowali się w stronę Zakazanego Lasu.
####################
Witam :)
Powiem tak: byłabym dosyć zadowolona z tego rozdziału, ale uważam że po takiej przerwie zasługujecie na coś lepszego. Bardzo, bardzo was przepraszam za te poślizgi, a rozdział dedykuję wszystkim, którzy mimo wszystko na niego czekali.
Co do treści... miała być akcja, ale akcja się nie załapała. Akcja będzie po feriach, które dziś zaczęłam, jeśli tylko się wyrobię. Wyjaśni się też wiele rzeczy związanych z innością Erine. Wszystkie zaległości w czytaniu i komentowaniu postaram się nadrobić w przyszłym tygodniu, jak wrócę od babci.
Pozdrawiam deszczowo ;)
Uuu końcówka jest naprawdę mroczna! Jednak zacznę od początku...
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę, że wreszcie coś dodałaś, bo od dłuższego czasu czekałam na ten rozdział :) Mimo wszystko jestem zdania, że nie warto na siłę spieszyć się z pisaniem, tylko czekać na wenę, dlatego doskonale Cię rozumiem.
Chyba w całym poście najbardziej spodobał mi się pierwszy akapit, całkowicie poświęcony psychice Erine - to coś, co kocham najbardziej, czyli opisy uczuć. Rinnie przez cały czas tylko uciekała od świata, była jakby odtrącana przez wszystkich, traktowana jak efekt uboczny eksperymentu... naprawdę mi jej żal, bo nie miała wpływu na to, co się z nią działo. Teraz jest bardzo skryta i nieśmiała, jednak podobało mi się, jak odpowiedziała Snape'owi :D Uważam, że miała rację. Nauczyciel powinien tłumaczyć, a nie tylko krytykować.
Bardzo podobał mi się także wycinek z przeszłości głównej bohaterki. Jej ojciec musiał być naprawdę chory, skoro wypuszczał swoją córkę z domu tylko raz w roku. To takie smutne... teraz jest mi jej jeszcze bardziej żal.
Trochę wkurzyłam się na Rona, gdy zaczął gadać o oczach Rinnie. Z drugiej strony... z pewnością ja również byłabym zdziwiona, gdybym spotkała kogoś, kto ma ślepia jak kot.
Mimo to, że Hermiona zaprzyjaźniła się z Ronem i Harrym, mam nadzieję, że nie opuści Erine. W końcu tylko prymuska zna jej sekret.
Ponadto jestem niezmiernie ciekawa, jak skończy się ta wyprawa do Zakazanego Lasu! Pisz szybko, pozdrawiam ;***
Jestem zachwycona. Fajnie, że nie pchasz Erine od razu do Harrego i centrum akcji, tylko trzymasz ją trochę na boku. Ciekawa akcja ze Snapem. No i Wesleyowie... powiem, że idealnie wczułaś się w ich charakter. Wszystko toczy się naturalnie, jakby od początku było częścią zamierzenia Rowling;)
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy z niecierpliwością XD
Przeczytałam całość jednym tchem. Jak na debiut jest naprawde niezle.masz z pewnością dobry pomysł i mimo ze czesc fabuły jest wzięta z serii,mnie to pasuje,gdyz dobrze laczysz kanon ze swoim autorskim pomysłem. Nie wiem, jaka psychikę ma Fredrickson ani czemu dumbledore pozwolił mu zając sie córka (nie byłby to niestety jego pierwszy błąd...), ale z pewnością normalny jie jest. Nie sadze,by nie kochał córki,jednak uczucie to jest w jego przodku bardzo pokręcone. Dziwią mnie rowniez ci czarodziej,ktorzy na tp pozwalają, czy naprawde chęć odkrycia czegoś nowego i przeraJACEGP jest dla niech ważniejsza niz człowieczeństwa? Nie sadze,by Erine jie była człowiekiem, ale nie jest tez zwykła osoba o została bardzo zraniona. Nie jest wilkołakiem, jak miemam, ale bardziej kimś w rodzaju pół człowieka, pół wolka? I ze to tylko dzieki eliksirom.... Jie dziwie sie, ze ma takie podejście do ludzi o to nie tylko ze względu na brak kontaktu z rówieśnikami,ale z sa,ej świadomości swojej inności i... Byc moze strachu,jaki moze bydzic w innych.ciesze sie, ze sa ludzie.ktorzy jej nie skreślają,i ciesze sie,ze sa to bliźniacy,bo ich uwielbiam.swietnie oddajesz och chalrater, np w tej scenie.w. Ktorej idealnie się uzupełniali ;) mam nadzieje,ze nic im sie nie stanie w tym lesie...ale moze poznają tajemnice Dziewczyny? Sa,a chętniej bym ja poznała.kim jest? I co stało sie z jej ojcem? Opowiadanie kest ciagajace. Z pewnością bedzie coraz lepsze,ale jak na początek jest dobrze.piszesz poprawnie, umiesz wzbudzać tekstem rozne odczucia. Jest troche za mało opisów i czAsem sa zgrzyty stylistyczne albo niezbyt trafne sformułowania(najbardziej dobiła mnie dzampreza), ale ogólnie nie jest złe.zaciekawilas mnie i bede tutaj zaglądać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :) Co do Erine: jest człowiekiem, ale zmutowanym, to się niedługo zacznie wyjaśniać. Jeśli chodzi o styl postaram się poprawić :) A dżampreza... faktycznie brzmi dziwnie, ale to jeden z ulubionych tekscików mojego nauczyciela fizyki, nie umiałam się powstrzymać. Cieszę się, że cię zainteresowałam :)
UsuńA! musisz zrobic cos z szablonem, bo szczerze mowiac, jego wygląd nie zachęca do pozostania na blogu. I wyświetlanie notek powinnas zmienić, moze czcionke,zeby było wyjustowane. Biedna, mutant? Co on narobił?...
UsuńWłaśnie z przyjaciółką szukamy, niedługo zmienię. Z wyświetlaniem też coś zrobię, dziękuję, że zwrocilaś mi na to uwagę:)
Usuńzdecydowanie lepiej teraz to wygląda,naprawdę dobrze. zapraszam na nowość do mnie
UsuńZaprasza, na mój nowy blog niedoceniony.blogspot.com
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały, więc biorę się za komentarz.
Co mogę powiedzieć?
Już od samego początku zaciekawiła mnie historia. Prolog był naprawdę intrygujący. Zwłaszcza, że pojawił się ojciec Erici. Gdyby nie on, to chyba aż tak bym się tym nie zainteresowała.
I z czasem, z każdym kolejny rozdziałem opowiadanie stawało się coraz ciekawsze. Wciąż nie mogę otrząsnąć się z tego, co ten pan F. zrobił własnej córce. No, jak mógł jej wszczepiać geny wilka? Ona już nie jest tą samą osobą. Wydaje mi się, że dziewczyna może nawet czuć się jak coś, co tak naprawdę nie ma racji bytu. Ba, ona się tak czuje. Jest wyizolowana i boi się zawierać nowe przyjaźnie. W sobie widzi jedynie same wady, a już zwłaszcza te świecące oczy. Oj, ciekawy objaw, tak między nami ;)
Podoba mi się to, że prowadzić historię w oparciu o kanon Rowlingowski. Wiem, że ciężko jest pogodzić własną wyobraźnię z tym, co już kiedyś zostało spisane, ponieważ sama coś takiego pisałam. Uważam jednak, że dzięki temu można naprawdę dużo dowiedzieć się o całym świecie HP, a w sumie to jest bardzo mile widziane dla czytelnika, prawda? ;) Potem można się chwalić wiedzą! Ja tak mam z Huncwotami i najbardziej Syriuszkiem oraz Jamesem :D
Postać Erine w sumie wzbudziła moją sympatię. Dziewczynka dużo przeszła, ale mimo tego nie załamała się, lecz dalej żyje własnym życiem. Jedynie musi ciągle uważać, by jej tajemnica nie wyszła na jaw i nie dowiedziały się o tym osoby, które mogłyby jej zaszkodzić.
Ha, Fred i George?! Mam nadzieję, że to właśnie wokół nich będzie się kręcić akcja. Wiem, że Harry Potter też jest ważny, ale naprawdę mogłabym całkiem z niego zrezygnować, jeśli tylko opisywałabyś przygody bliźniaków. Są tak niesamowici, że aż się zaczęłam jak głupia cieszyć, kiedy przeczytałam o nich po raz pierwszy. Od razu, nawet bez imion, można było się domyślić, że to właśnie o nich chodzi ;D
Podoba mi się to opowiadanie, więc będę dalej śledzić losy. Dziękuję Ci także, że zostawiłaś komentarz u mnie :) Nie wiem, czy dalej jesteś zainteresowana, ale jeśli tak, to zapraszam Cię na rozdział 3-ci. :)
Pozdrawiam serdecznie!
Ach, i zmieniłaś szablon. Bardzo ładny :)
UsuńTekst z tego, co widzę jest wyjustowany i opatrzony w akapity. Dzięki temu na blogu jest bardzo estetycznie, a to jedynie zachęca do czytania. :)
Bardzo dziękuję za opinię, cieszę się, że cię zainteresowało. I że polubiłaś Erine, bo ona jest tu w zasadzie najważniejsza. Ja tez kocham bliźniaków, także będzie ich tu naprawdę dużo :) Co do nowego wyglądu bloga, też uważam że jest ładnie, ale zawdzięczam to głównie Windy, bez której bym sobie nie poradziła ;)
UsuńDobra, z potężnym opóźnieniem, ale w końcu tu do ciebie dotarłam.
OdpowiedzUsuńNa początku muszę pochwalić szablon, bo jest bardzo ładny. Dużo ładniejszy od poprzedniego, który szczerze troszkę zniechęcał. Ten jest lepszy.
Co do treści to jak na kogoś kto dopiero zaczyna to jest naprawdę świetnie. Masz ładny styl i co najważniejsze pomysł na to opowiadanie. Nie podzielasz schematów, a tworzysz coś całkowicie swojego. Chyba to tak bardzo ciekawi ;) Bo opowiadanie nie jest przewidywalne. Ładnie opisujesz przedstawiony świat i kreujesz swoich bohaterów. Podoba mi się szczególnie to, że sporo poświęcasz na ich psychikę - na to, aby dobrze ją oddać. Udało ci się to, bo jakoś nie miałam większych problemów, aby się wczuć w twoje postaci. Każda ma swój unikalny charakter i to wcale nie szablonowy. Czasami przydałoby się jeszcze więcej, dokładniejszych opisów, ale to pewnie przyjdzie z czasem. Ja pamiętam swoje pierwsze opowiadanie, które prawie w całości składało się z idiotycznych dialogów, więc naprawdę nieźle zaczynasz :)
Co do treści... Przeraża mnie ten Fredrickson. To co zrobił córce brr... To było okropne. W ogóle nie potrafię go zrozumieć ani tym bardziej jakoś usprawiedliwić. Szkoda mi dziewczyny, bo strasznie ją tym skrzywdził. Ona nie jest już tą samą osobą. Owszem, nadal stara się być silna, ale wydaje mi się, że musi być to dla niej niesamowicie trudne. Żyć z taką tajemnicą... Polubiłam ją za to.
Cóż, co mogę więcej dodać? Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. Z wielką chęcią zapoznam się z dalszymi losami Erine.
Pozdrawiam serdecznie!
Bardzo dziękuję :) Cieszę się, że podoba ci się wnikanie w psychikę postaci, bo sama mam czasem wrażenie, ze jest tego aż za dużo, i że polubiłaś Erine :)
UsuńMam już kawałek rozdziału, wolno idzie, ale postaram się wstawić najszybciej, jak będzie to możliwe.