Było
około siódmej rano. Większość uczniów dopiero się budziła i przygotowywała do
pierwszego dnia szkoły. Ale oczywiście były wyjątki. Erine postanowiła wstać
wcześniej i zwiedzić zamek, nie natykając się na nikogo. Przez jedenaście lat
swojego życia tylko kilka razy wychodziła poza dom i ogród, nie miała
doświadczenia w kontaktach z ludźmi. Teraz mogła chodzić, gdzie chciała, i nikt
się na nią nie gapił, zastanawiając, dlaczego jest taka inna, nikt nie widział,
że jej oczy świecą...
Przeszła
obok kilku obrazów, uważając, żeby kroki skórzanych butów nie obudziły
zaspanych postaci. Podeszła do okna, wychodzącego w stronę jeziora, i wychyliła
się, patrząc na rozległe, zamkowe błonia. Uśmiechnęła się szeroko. Widok był
przepiękny.
*
Stół
Gryffindoru powoli się zapełniał. Śniadanie dopiero się zaczęło i starsi
uczniowie, których pierwszy dzień lekcji nie napawał zbytnią ekscytacją, woleli
się wyspać. Grupka pierwszoroczniaków prowadziła rozmowę, którą zaczęli
wieczorem. Seamus, blondyn z Irlandii, był półkrwi: tylko jego matka była
czarownicą. Jego przyjaciel, Dean, nie miał pojęcia - wychowywał się bez ojca.
-
Neville, a ty? - spytała Parvati, uśmiechając się zachęcająco do zakłopotanego
kolegi.
-
Ja... jestem czystej krwi - powiedział. - babcia się bała, że jestem
charłakiem. Nie mam takiego talentu, jak mój tata... - Chłopcy uśmiechnęli się,
przypominając sobie historyjkę, którą Neville opowiedział wieczorem, w związku
z czym tylko dziewczyny zauważyły, jak posmutniał, mówiąc o ojcu.
-
Ron, ty też, prawda? - Weasleyowie byli słynni w Hogwarcie, więc chłopak tylko
kiwnął głową, żując tosta.
-
Lavender, Parvati? - spytał Harry, bardzo zainteresowany tą rozmową.
-
Moi rodzice są czarodziejami, ale nie jesteśmy starą, czystokrwistą rodziną -
odpowiedziała Parvati. - Lav tak samo, prawda, Lav? - dodała, szturchając
zamyśloną przyjaciółkę.
-
Co... a, tak, jasne, Parvati. A ty, Erine? - Dziewczyna spojrzała na nią
zaskoczona; nie spodziewała się, że weźmie udział w dyskusji. Szybko opuściła
wzrok, odpowiadając ledwie słyszalnym głosem:
-
Czystej... jestem czystej krwi...
-
Co? - spytał zdziwiony Ron. - W Anglii od lat nie ma rodzin o takim nazwisku,
jak twoje.
-
To nazwisko mojej mamy, jej rodzina pochodziła gdzieś z Węgier. - podniosła na
chłopca jasnoszare oczy o dziwnym spojrzeniu. - Mój ojciec nazywa się...
Friedricksen.
Ron
się zakrztusił. Gdy koledzy doprowadzali go do porządku, opiekunowie domów
zaczęli rozdawać plany zajęć. Dobiegające ze wszystkich stron odgłosy zawodu,
niezadowolenia i niedowierzania uniemożliwiły prowadzenie dalszej rozmowy.
Harry'emu nadal jednak coś nie dawało spokoju.
-
Ron, o co chodziło? - spytał po śniadaniu, patrząc na oddalającą się jasną
czuprynę. - Czemu tak zareagowałeś na nazwisko jej ojca?
-
Czemu?! No tak, skąd masz wiedzieć... Friedricksen jest geniuszem eliksirów,
podobno chodził do szkoły ze Snapem. Kiedyś był magomedykiem, ale rzucił pracę
w szpitalu, kiedy Sam-Wiesz-Kto zaczął go szukać. Słyszałem, że trochę
sfiksował, jak zabili mu żonę, to było jakieś pół roku przed tym, jak ty... W
każdym razie tata mi mówił, że ministerstwo miewało z nim problemy. Nie miałem
pojęcia, że ma córkę...
*
Jak
on na nią popatrzył! Jeżeli ludzie tak reagują na nazwisko ojca, to jak
zareagują na to, kim ona jest? Bała się, tak bardzo się bała... Erine siedziała
na parapecie na jednym z pustym korytarzy, opierając głowę o zimne kamienie. Chociaż... to nic nie zmienia,
przecież nie jest swoim ojcem. Ten wniosek został podsumowany donośnym
dźwiękiem szkolnego dzwonka. Chwyciła szkolną torbę i pobiegła. Po drodze
sprawdziła plan lekcji. Transmutacja... tak daleko... Jej jasna skóra pobladła
jeszcze bardziej, do odcienia śnieżnej bieli... McGonnagal ją zabije...
Nie
zabiła. Widocznie pierwszego dnia zajęć była wyjątkowo wyrozumiała. Uczniowie zajmowali właśnie miejsca, gdy
nauczycielka zeszła z katedry, by ich popędzić. Zajęło to chwilę i profesor
chciała już zacząć lekcję, gdy przerwało jej skrzypnięcie otwieranych drzwi.
-Przepraszam,
pani profesor... szukałam klasy... pogubiłam się trochę, i...
-Nieszkodzi,
panno Volf. - odparła nauczycielka głosem o temperaturze koła podbiegunowego. -
Usiądź.
Skulona bardziej niż zwykle
dziewczynka dowlokła się do ostatniej ławki, gdzie spędziła resztę lekcji,
bezskutecznie próbując zmienić wykałaczkę w szpilkę.
*
Głośny
dzwonek rozpoczął przerwę obiadową i tłum uczniów udał się do Wielkiej Sali.
Erine nie była głodna, więc poszła na spacer po błoniach. Miała dużo czasu,
posiłek dopiero się zaczynał. Rozejrzała
się po okolicy. To wszystko było takie magiczne... Przejrzała się w tafli
jeziora, którą zaraz zmąciły macki wielkiej kałamarnicy. Chodziła tak
rozglądając się, aż do krawędzi lasu. W lesie było tak ciemno, tak cicho,
tak... Ktoś za nią stał. Poczuła rozszerzające się źrenice, gdy błyskawicznie
odwróciła się do... psa. Wielkiego, czarnego, śliniącego się psa. Który zaczął
szczekać. Erine zbladła. Pies wyczuwa zagrożenie. Ona była zagrożeniem według
tego psa.
-
Nie szczekaj, Kieł. A ty odejdź od krawędzi lasu. Wam nie wolno tam wchodzić.
Głos
należał do Hagrida, gajowego, który dzień wcześniej przewoził pierwszą klasę
przez jezioro. Zamknęła oczy i udało jej się zwęzić źrenice do normalnych
rozmiarów.
-
Ja... ja już idę... - mówiła cicho, ale czemu dodatkowo zawsze musiała się
jąkać jak Quirrell?!
-
Nie musisz. Możemy się przespacerować skrajem lasu. Jak będziesz ze mną, nikt
się nie przyczepi.
Skinęła
głową z wdzięcznością. Ruszyli.
-
Ty jesteś córką Friedricksena, co? Tak się wczoraj chowałaś, że cię nie
poznałem. Ale jak żem zobaczył te świecące oczy, to już wiedziałem. -
Dziewczyna zdębiała. "Widział! Cholera, widział!" - Pan psor mi o tym
powiedział, tak to bym się nie domyślił, że on to jednak zrobił.
Wytrzeszczyła
na niego oczy. Widział te durne, odblaskowe tęczówki, wie czy ona jest... i tak
po prostu wziął ją na spacer?!
-
Co tak patrzysz? Nie takie rzeczy się już widziało. Ludzie sami robią ze sobą
gorsze rzeczy.
-
Ale nie powie pan nikomu?
-
Nie. I żaden pan. Ale naprawdę mnie zdziwiło, że to zrobił. Byłem już gajowym,
jak się tu uczył. Piekielnie zdolny, cholibka, ale strasznie był leniwy, robił
dobrze tylko trudniejsze rzeczy. Ale był strasznie ambitny. Egzaminy zawsze
zdawał świetnie. I cały rok latał za twoją mamą, cholibka, aż w końcu go
zechciała. Był uparty, strasznie uparty. Tak sobie myślę, że może właśnie
dlatego ci to zrobił, że po tym wszystkim został mu tylko upór... I był
odpowiedzialny, nie zostawiłby cię tak po prostu, jakby nie musiał. Ale, ale,
przerwa obiadowa się już kończy, zmykaj do zamku, Erica.
Pożegnała
się, nie zadając sobie trudu, by poprawić mężczyznę. Co za różnica, i tak
wolała to imię. Ta rozmowa dodała jej trochę pewności siebie, ale równocześnie
zrujnowała utrwalony przez ostatnie lata obraz ojca. Teraz nie wiedziała, czy
powinna być uspokojona, zaniepokojona, czy wściekła.
*
-
Oczy jaszczurki zwinki przyspieszają dojrzewanie niektórych eliksirów. - Głos
Snape'a rozchodził się po lochu niczym zapowiedź bolesnego końca. - Ich dodanie
warunkuje wiele czynników, macie je wypisane w podręczniku. Natomiast krew tej
jaszczurki... Wolf, możesz mi wyjaśnić, dlaczego nie robisz żadnych notatek?
Myślisz, masz takiego ojca, to zjadłaś już wszystkie rozumy? Wyjaśnij swoim
kolegom właściwości i zastosowania krwi jaszczurki.
-
Krew jaszczurki dodaje się do wielu trucizn, można nią na przykład zastąpić
ciemiernik w wywarze żywej śmierci, jeśli któś potrafi dobrać odpowiednie
proporcje. Jednak ma też szerokie zastosowanie w leczeniu. Dodana do wyciągu z
kory żywotnika, odwraca ścinanie się białek, między innymi przy usuwaniu
poparzeń. Dodana po zagotowaniu do eliksiru wspomagającego odrastanie kości
działa znieczulająco. Dodanie trzech kropli do eliksiru na porost włosów
zmienia jego działanie na marny eliksir na katar. - Wyrecytowała płynnie,
stojąc w swojej ławce i patrząc w podłogę jakiś centymetr od krawędzi. Snape
wyglądał, jakby miał dostać ataku epilepsji.
-
Pięć punktów dla Gryffindoru - wycedził jak najgorszą klątwę. - Na następne
zajęcia napiszecie trzy stopy pergaminu o właściwościach wilczego łyka. Możecie
wychodzić.
Erine
uśmiechnęła się z satysfakcją, ignorując zdziwione spojrzenia kolegów.
Widocznie jednak wystarczyło być córką Friedricksena, by wkurzyć Snape'a.
##################################
Hej :)
Wiem, że poprzedni rozdział był strasznie dawno, ale pisanie tego zajęło mi bardzo dużo czasu.
Mam nadzieję, że było warto :)
Genialne, masz bardzo podobny styl do tego którym napisana jest książka. Świetne porównania- przyda się wprowadzić parę nowych epitetów zamiast używać tych starych i wymęczonych. No i wreszcie coś zaczyna się dziać. Nie mogę się doczekać ciągu dalszego, oby był trochę szybciej. Aha, i nie musisz pisać mi, że wstawiłaś kolejny rozdział- na bieżąco obserwuję twój blog i parę innych które są tego warte. Nie chcę niczego stracić ;)
OdpowiedzUsuńHi, no więc nadal nie jestem przekonana co do tego całego komentowania ale skoro sprawi Ci przyjemność przeczytanie moich wypocin to prosze bardzo ;) Wiesz, że uwielbiam Twój styl pisania, samymi postaciami kupiłaś mnie całą. :P Szkoda mi biednej, małej Erine, chętnie bym ją przytuliła. Och i dziękuje za Snape'a po prostu go uwielbiam :) Powodzenia w pisaniu i dalszej weny
OdpowiedzUsuńA.
Wszystko jest takie ładne i obrazowe, że aż potrafiłam wyobrazić sobie Rona jedzącego kanapkę. Jego gesty i ton głosu. Ślicznie opisujesz poszczególne sytuacje. Gdy czytam, mam wrażenie, że wręcz płynę ze słowami.
OdpowiedzUsuńDobrze, że nasza Erine wreszcie zaczęła się otwierać na nowe znajomości. Poznała bliżej swoich kolegów, a także Hagrida. Jak widać jej ojciec wcale nie był taki zły. Uważam, że przy odrobinie trudu komuś tak mądremu jak Erine udałoby się go zrozumieć. Śmierć żony totalnie go dobiła. Facet zwariował i zaczął robić rzeczy, których nie uczyniłby człowiek przy zdrowych zmysłach. Mam nadzieję, że z tego wyjdzie i zadba o kontakty ze swoją córką.
Scena ze Snapem - genialna. Erine go zagięła! Huhuh brawo. Podziwiam Cię za opis tych eliksirów - brzmi bardzo mądrze.
Jak już Ci mówiłam, to mój ulubiony rozdział ze wszystkich. Pisz szybko, oby tak dalej :D I przepraszam, że dopiero teraz :/
Przeczytałam dzisiaj wszystko i się zachwycam tym blogiem, jak nie wiem <33
OdpowiedzUsuńPiszesz bardzo lekko, przyjemnie się wszystko czyta <3
Tak mnie wciągnął ten rozdział, że nie zauważyłam, że to już koniec ;-;
Przepraszam, że dopiero dzisiaj, ale czasu nie mam wgl ;---;
Piszesz jakbyś miała kilka książek już na swoim koncie ;o
Moja wyobraźnia pracowała tu na całym etacie bo tak bardzo się wczułam w czytanie ;o *.*
Erine, tak mi jej się szkoda zrobiło, że normalnie bym ją pocieszała dopókie się nie uśmiechnie!
Baardzo ciekawy wątek z tym nazwiskiem :3
Mały Ron i ten jego zapał do jedzenia <3 hehe ;3
Snape to jeden z moich ulubionych bohaterów <3
Merliinie ta scena co on i Erine z nim rozmawiała był fenomenalny! <3
Tutaj wszystko tak mądrze brzmi ;o
Pisz szybko nowy rozdział bo nie wytrzymam ;-;
Czekam na nn i życzę WENY ;*
Pozdrawiam <3
http://dramione-milosc-przez-glupote.blogspot.com/
(nowy rozdział, zapraszam do skomentowania i czytania ;3)
PS możesz mnie powiadamiać o nowych? :>