niedziela, 3 listopada 2013

V : Jego córka

                Było około siódmej rano. Większość uczniów dopiero się budziła i przygotowywała do pierwszego dnia szkoły. Ale oczywiście były wyjątki. Erine postanowiła wstać wcześniej i zwiedzić zamek, nie natykając się na nikogo. Przez jedenaście lat swojego życia tylko kilka razy wychodziła poza dom i ogród, nie miała doświadczenia w kontaktach z ludźmi. Teraz mogła chodzić, gdzie chciała, i nikt się na nią nie gapił, zastanawiając, dlaczego jest taka inna, nikt nie widział, że jej oczy świecą...
                Przeszła obok kilku obrazów, uważając, żeby kroki skórzanych butów nie obudziły zaspanych postaci. Podeszła do okna, wychodzącego w stronę jeziora, i wychyliła się, patrząc na rozległe, zamkowe błonia. Uśmiechnęła się szeroko. Widok był przepiękny.

*

                Stół Gryffindoru powoli się zapełniał. Śniadanie dopiero się zaczęło i starsi uczniowie, których pierwszy dzień lekcji nie napawał zbytnią ekscytacją, woleli się wyspać. Grupka pierwszoroczniaków prowadziła rozmowę, którą zaczęli wieczorem. Seamus, blondyn z Irlandii, był półkrwi: tylko jego matka była czarownicą. Jego przyjaciel, Dean, nie miał pojęcia - wychowywał się bez ojca.
                - Neville, a ty? - spytała Parvati, uśmiechając się zachęcająco do zakłopotanego kolegi.
                - Ja... jestem czystej krwi - powiedział. - babcia się bała, że jestem charłakiem. Nie mam takiego talentu, jak mój tata... - Chłopcy uśmiechnęli się, przypominając sobie historyjkę, którą Neville opowiedział wieczorem, w związku z czym tylko dziewczyny zauważyły, jak posmutniał, mówiąc o ojcu.
                - Ron, ty też, prawda? - Weasleyowie byli słynni w Hogwarcie, więc chłopak tylko kiwnął głową, żując tosta.
                - Lavender, Parvati? - spytał Harry, bardzo zainteresowany tą rozmową.
                - Moi rodzice są czarodziejami, ale nie jesteśmy starą, czystokrwistą rodziną - odpowiedziała Parvati. - Lav tak samo, prawda, Lav? - dodała, szturchając zamyśloną przyjaciółkę.
                - Co... a, tak, jasne, Parvati. A ty, Erine? - Dziewczyna spojrzała na nią zaskoczona; nie spodziewała się, że weźmie udział w dyskusji. Szybko opuściła wzrok, odpowiadając ledwie słyszalnym głosem:
                - Czystej... jestem czystej krwi...
                - Co? - spytał zdziwiony Ron. - W Anglii od lat nie ma rodzin o takim nazwisku, jak twoje.
                - To nazwisko mojej mamy, jej rodzina pochodziła gdzieś z Węgier. - podniosła na chłopca jasnoszare oczy o dziwnym spojrzeniu. - Mój ojciec nazywa się... Friedricksen.
                Ron się zakrztusił. Gdy koledzy doprowadzali go do porządku, opiekunowie domów zaczęli rozdawać plany zajęć. Dobiegające ze wszystkich stron odgłosy zawodu, niezadowolenia i niedowierzania uniemożliwiły prowadzenie dalszej rozmowy. Harry'emu nadal jednak coś nie dawało spokoju.
                - Ron, o co chodziło? - spytał po śniadaniu, patrząc na oddalającą się jasną czuprynę. - Czemu tak zareagowałeś na nazwisko jej ojca?
                - Czemu?! No tak, skąd masz wiedzieć... Friedricksen jest geniuszem eliksirów, podobno chodził do szkoły ze Snapem. Kiedyś był magomedykiem, ale rzucił pracę w szpitalu, kiedy Sam-Wiesz-Kto zaczął go szukać. Słyszałem, że trochę sfiksował, jak zabili mu żonę, to było jakieś pół roku przed tym, jak ty... W każdym razie tata mi mówił, że ministerstwo miewało z nim problemy. Nie miałem pojęcia, że ma córkę...

*

                Jak on na nią popatrzył! Jeżeli ludzie tak reagują na nazwisko ojca, to jak zareagują na to, kim ona jest? Bała się, tak bardzo się bała... Erine siedziała na parapecie na jednym z pustym korytarzy, opierając głowę o  zimne kamienie. Chociaż... to nic nie zmienia, przecież nie jest swoim ojcem. Ten wniosek został podsumowany donośnym dźwiękiem szkolnego dzwonka. Chwyciła szkolną torbę i pobiegła. Po drodze sprawdziła plan lekcji. Transmutacja... tak daleko... Jej jasna skóra pobladła jeszcze bardziej, do odcienia śnieżnej bieli... McGonnagal ją zabije...
                Nie zabiła. Widocznie pierwszego dnia zajęć była wyjątkowo wyrozumiała.  Uczniowie zajmowali właśnie miejsca, gdy nauczycielka zeszła z katedry, by ich popędzić. Zajęło to chwilę i profesor chciała już zacząć lekcję, gdy przerwało jej skrzypnięcie otwieranych drzwi.
                -Przepraszam, pani profesor... szukałam klasy... pogubiłam się trochę, i...
                -Nieszkodzi, panno Volf. - odparła nauczycielka głosem o temperaturze koła podbiegunowego. - Usiądź.
Skulona bardziej niż zwykle dziewczynka dowlokła się do ostatniej ławki, gdzie spędziła resztę lekcji, bezskutecznie próbując zmienić wykałaczkę w szpilkę.

*

                Głośny dzwonek rozpoczął przerwę obiadową i tłum uczniów udał się do Wielkiej Sali. Erine nie była głodna, więc poszła na spacer po błoniach. Miała dużo czasu, posiłek dopiero się zaczynał.  Rozejrzała się po okolicy. To wszystko było takie magiczne... Przejrzała się w tafli jeziora, którą zaraz zmąciły macki wielkiej kałamarnicy. Chodziła tak rozglądając się, aż do krawędzi lasu. W lesie było tak ciemno, tak cicho, tak... Ktoś za nią stał. Poczuła rozszerzające się źrenice, gdy błyskawicznie odwróciła się do... psa. Wielkiego, czarnego, śliniącego się psa. Który zaczął szczekać. Erine zbladła. Pies wyczuwa zagrożenie. Ona była zagrożeniem według tego psa.
                - Nie szczekaj, Kieł. A ty odejdź od krawędzi lasu. Wam nie wolno tam wchodzić.
                Głos należał do Hagrida, gajowego, który dzień wcześniej przewoził pierwszą klasę przez jezioro. Zamknęła oczy i udało jej się zwęzić źrenice do normalnych rozmiarów.
                - Ja... ja już idę... - mówiła cicho, ale czemu dodatkowo zawsze musiała się jąkać jak Quirrell?!
                - Nie musisz. Możemy się przespacerować skrajem lasu. Jak będziesz ze mną, nikt się nie przyczepi.
                Skinęła głową z wdzięcznością. Ruszyli.
                - Ty jesteś córką Friedricksena, co? Tak się wczoraj chowałaś, że cię nie poznałem. Ale jak żem zobaczył te świecące oczy, to już wiedziałem. - Dziewczyna zdębiała. "Widział! Cholera, widział!" - Pan psor mi o tym powiedział, tak to bym się nie domyślił, że on to jednak zrobił.
                Wytrzeszczyła na niego oczy. Widział te durne, odblaskowe tęczówki, wie czy ona jest... i tak po prostu wziął ją na spacer?!
                - Co tak patrzysz? Nie takie rzeczy się już widziało. Ludzie sami robią ze sobą gorsze rzeczy.
                - Ale nie powie pan nikomu?
                - Nie. I żaden pan. Ale naprawdę mnie zdziwiło, że to zrobił. Byłem już gajowym, jak się tu uczył. Piekielnie zdolny, cholibka, ale strasznie był leniwy, robił dobrze tylko trudniejsze rzeczy. Ale był strasznie ambitny. Egzaminy zawsze zdawał świetnie. I cały rok latał za twoją mamą, cholibka, aż w końcu go zechciała. Był uparty, strasznie uparty. Tak sobie myślę, że może właśnie dlatego ci to zrobił, że po tym wszystkim został mu tylko upór... I był odpowiedzialny, nie zostawiłby cię tak po prostu, jakby nie musiał. Ale, ale, przerwa obiadowa się już kończy, zmykaj do zamku, Erica.
                Pożegnała się, nie zadając sobie trudu, by poprawić mężczyznę. Co za różnica, i tak wolała to imię. Ta rozmowa dodała jej trochę pewności siebie, ale równocześnie zrujnowała utrwalony przez ostatnie lata obraz ojca. Teraz nie wiedziała, czy powinna być uspokojona, zaniepokojona, czy wściekła.

*

                - Oczy jaszczurki zwinki przyspieszają dojrzewanie niektórych eliksirów. - Głos Snape'a rozchodził się po lochu niczym zapowiedź bolesnego końca. - Ich dodanie warunkuje wiele czynników, macie je wypisane w podręczniku. Natomiast krew tej jaszczurki... Wolf, możesz mi wyjaśnić, dlaczego nie robisz żadnych notatek? Myślisz, masz takiego ojca, to zjadłaś już wszystkie rozumy? Wyjaśnij swoim kolegom właściwości i zastosowania krwi jaszczurki.
                - Krew jaszczurki dodaje się do wielu trucizn, można nią na przykład zastąpić ciemiernik w wywarze żywej śmierci, jeśli któś potrafi dobrać odpowiednie proporcje. Jednak ma też szerokie zastosowanie w leczeniu. Dodana do wyciągu z kory żywotnika, odwraca ścinanie się białek, między innymi przy usuwaniu poparzeń. Dodana po zagotowaniu do eliksiru wspomagającego odrastanie kości działa znieczulająco. Dodanie trzech kropli do eliksiru na porost włosów zmienia jego działanie na marny eliksir na katar. - Wyrecytowała płynnie, stojąc w swojej ławce i patrząc w podłogę jakiś centymetr od krawędzi. Snape wyglądał, jakby miał dostać ataku epilepsji.
                - Pięć punktów dla Gryffindoru - wycedził jak najgorszą klątwę. - Na następne zajęcia napiszecie trzy stopy pergaminu o właściwościach wilczego łyka. Możecie wychodzić.

                Erine uśmiechnęła się z satysfakcją, ignorując zdziwione spojrzenia kolegów. Widocznie jednak wystarczyło być córką Friedricksena, by wkurzyć Snape'a.

##################################
Hej :)
Wiem, że poprzedni rozdział był strasznie dawno, ale pisanie tego zajęło mi bardzo dużo czasu.
Mam nadzieję, że było warto :)




4 komentarze:

  1. Genialne, masz bardzo podobny styl do tego którym napisana jest książka. Świetne porównania- przyda się wprowadzić parę nowych epitetów zamiast używać tych starych i wymęczonych. No i wreszcie coś zaczyna się dziać. Nie mogę się doczekać ciągu dalszego, oby był trochę szybciej. Aha, i nie musisz pisać mi, że wstawiłaś kolejny rozdział- na bieżąco obserwuję twój blog i parę innych które są tego warte. Nie chcę niczego stracić ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hi, no więc nadal nie jestem przekonana co do tego całego komentowania ale skoro sprawi Ci przyjemność przeczytanie moich wypocin to prosze bardzo ;) Wiesz, że uwielbiam Twój styl pisania, samymi postaciami kupiłaś mnie całą. :P Szkoda mi biednej, małej Erine, chętnie bym ją przytuliła. Och i dziękuje za Snape'a po prostu go uwielbiam :) Powodzenia w pisaniu i dalszej weny
    A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko jest takie ładne i obrazowe, że aż potrafiłam wyobrazić sobie Rona jedzącego kanapkę. Jego gesty i ton głosu. Ślicznie opisujesz poszczególne sytuacje. Gdy czytam, mam wrażenie, że wręcz płynę ze słowami.
    Dobrze, że nasza Erine wreszcie zaczęła się otwierać na nowe znajomości. Poznała bliżej swoich kolegów, a także Hagrida. Jak widać jej ojciec wcale nie był taki zły. Uważam, że przy odrobinie trudu komuś tak mądremu jak Erine udałoby się go zrozumieć. Śmierć żony totalnie go dobiła. Facet zwariował i zaczął robić rzeczy, których nie uczyniłby człowiek przy zdrowych zmysłach. Mam nadzieję, że z tego wyjdzie i zadba o kontakty ze swoją córką.
    Scena ze Snapem - genialna. Erine go zagięła! Huhuh brawo. Podziwiam Cię za opis tych eliksirów - brzmi bardzo mądrze.
    Jak już Ci mówiłam, to mój ulubiony rozdział ze wszystkich. Pisz szybko, oby tak dalej :D I przepraszam, że dopiero teraz :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam dzisiaj wszystko i się zachwycam tym blogiem, jak nie wiem <33
    Piszesz bardzo lekko, przyjemnie się wszystko czyta <3
    Tak mnie wciągnął ten rozdział, że nie zauważyłam, że to już koniec ;-;
    Przepraszam, że dopiero dzisiaj, ale czasu nie mam wgl ;---;
    Piszesz jakbyś miała kilka książek już na swoim koncie ;o
    Moja wyobraźnia pracowała tu na całym etacie bo tak bardzo się wczułam w czytanie ;o *.*
    Erine, tak mi jej się szkoda zrobiło, że normalnie bym ją pocieszała dopókie się nie uśmiechnie!
    Baardzo ciekawy wątek z tym nazwiskiem :3
    Mały Ron i ten jego zapał do jedzenia <3 hehe ;3
    Snape to jeden z moich ulubionych bohaterów <3
    Merliinie ta scena co on i Erine z nim rozmawiała był fenomenalny! <3
    Tutaj wszystko tak mądrze brzmi ;o
    Pisz szybko nowy rozdział bo nie wytrzymam ;-;
    Czekam na nn i życzę WENY ;*
    Pozdrawiam <3
    http://dramione-milosc-przez-glupote.blogspot.com/
    (nowy rozdział, zapraszam do skomentowania i czytania ;3)
    PS możesz mnie powiadamiać o nowych? :>

    OdpowiedzUsuń